Najważniejsze, by rodzic sam był przekonany

0
23

Z Antonellą Sorace, profesorem językoznawstwa na University of Edinburgh i szefową organizacji Bilingualism Matters*, rozmawiają Zofia Wodniecka i Karol Chlipalski.

Czy może pani za pomocą trzech przymiotników opisać świat, w którym wszyscy mówią w jednym języku?

Zubożały, nudny, nieciekawy.

Dlaczego różnorodność językowa i kulturowa jest tak ważna?

Bo wzbogaca świat.

To pytanie jest jakby odwróceniem pierwszego: dlaczego w zasadzie nie mielibyśmy wszyscy mówić jednym językiem?

Są ludzie, którzy uważają, że świat byłby wtedy lepszy. Ale w takim świecie nieuchronnie istniałaby jedna i ta sama kultura. Wszyscy ludzie wówczas byliby mniej więcej tacy sami. Różnorodność jest wzbogacająca, zarówno językowo, jak i w każdy inny sposób. Jakie są najważniejsze powody, dla których imigranci powinni sami kultywować znajomość swoich języków i przekazywać ją dzieciom? Po pierwsze, przekazując język, przekazują wartości kulturowe. To pozwoli ich dzieciom poznać swoje korzenie. Da im to możliwość kontaktów ze swoimi dziadkami. Bez znajomości języka w wielu przypadkach nie byłoby to możliwe. Jest to ważne również dlatego, że w ten sposób zapewniają dzieciom korzyści związane z dwujęzycznością.

Jest Pani zarówno naukowcem zajmującym się dwujęzycznością, jak i matką dwujęzycznych dzieci. Jaki, Pani zdaniem, jest najtrudniejszy moment dla rodziców wychowujących dwujęzyczne dzieci?

Rodzice mogą doświadczać różnych problemów, szczególnie w zetknięciu ze światem zewnętrznym, w którym nie ma zrozumienia dla wartości, jakie niesie ze sobą dwujęzyczność. Najważniejsze jest to, by rodzic sam był przekonany o znaczeniu dwujęzyczności, w przeciwnym wypadku będzie miał pokusę, aby zarzucić wychowanie dwujęzyczne swoich dzieci, gdy nadejdą trudności.Dwujęzyczność wymaga, zarówno od rodziny, jak i od społeczeństwa, sporej konsekwencji i zaangażowania. Gdy pojawiają się trudności, niektórym rodzinom jest trudniej utrzymać wystarczający poziom zaangażowania i pojawia się pokusa, aby używać tylko jednego języka – tego, który króluje w otoczeniu. Inny trudny moment, którego sama doświadczyłam, przypada wtedy, gdy dzieci zaczynają utrzymywać kontakty towarzyskie z rówieśnikami, ma to miejsce w przedszkolu, ale częściej w szkole. Przyprowadzają kolegów do domu. Jeśli koledzy są jednojęzyczni, powstaje pytanie, czy rodzic, który zna angielski (albo jakikolwiek inny język otoczenia) powinien zwracać się w tym języku nie tylko do kolegów, ale także do swojego dziecka w ich obecności. To jest ważna decyzja, bo w tym momencie dziecko, nie chcąc wykluczać kolegów, zaczyna zwracać się do rodziców także po angielsku.

Jak pani radziła sobie w takiej sytuacji?

Konsekwentnie używałam włoskiego mówiąc do moich dzieci i tłumacząc to, co powiedziałam, na angielski na użytek innych dzieci. Tak więc, mówiłam coś po włosku do mojego dziecka, a potem zwracałam się do jego kolegów: „Wiesz co powiedziałam? Powiedziałam to i to…”. W kilku przypadkach efektem było wywołanie zainteresowania językiem włoskim u kolegów moich synów. Pytali później: „Tak? A jak to się mówi po włosku?” Włoski stawał się wtedy czymś interesującym. Ale nie zawsze to jest takie proste. Jaki był najtrudniejszy moment w Pani relacjach z dziećmi w konstekście dwujęzyczności? Muszę przyznać, że miałam szczęście, bo moje dzieci w zasadzie nigdy nie kwestionowały tego, że ze mną rozmawiają po włosku. Kiedyś, jeden z moich synów zapytał mnie, dlaczego nie czytam mu książek po angielsku. Wyjaśniłam mu, że, oczywiście, mogłabym czytać mu po angielsku , ale czytanie po włosku sprawia mi o wiele większą przyjemność. Zaakceptował takie wyjaśnienie i nigdy więcej nie wrócił do sprawy.

Czy łatwiej jest wychowywać dzieci, aby stały się dwujęzyczne, gdy oboje rodzice mówią w tym samym języku, czy wtedy, gdy mamy do czynienia z małżeństwem mieszanym?

Oczywiście, łatwiej można osiągnąć to, że dziecko będzie mówiło w języku mniejszości, gdy w domu wszyscy będą używali tego języka. Był to jeden z powodów, dla którego mój mąż zdecydował, że będzie mówił do naszych dzieci po włosku, pomimo że na początku zwracał się do nich po angielsku. Odtąd włoski stał się językiem, w którym oboje mówiliśmy do dzieci, choć nie był to język, w jakim rozmawialiśmy pomiędzy sobą. To nie była prosta sytuacja. I tak większość sytuacji domowych jest w jakiś sposób skomplikowana, nie wyłączając mojej własnej (śmiech). Ważne, by rodzice zdali sobie sprawę, że sytuacja nigdy nie jest idealna i wcale nie musi być idealna, żeby dwujęzyczne wychowanie zakończyło się sukcesem. Muszą za to być konsekwentni w decyzjach, jakie podejmują.

Często słyszymy, że nauczyciele żądają od rodziców-imigrantów, aby zaprzestali mówić do swoich dzieci w swoim języku. Jak w takiej sytuacji reagować ?

Naszym (organizacji Bilingualism Matters) celem jest dotarcie do takich rodziców i przekazanie im, że dwujęzyczność jest czymś dobrym. Rodzic, który jest o tym przekonany, prędzej odpowie nauczycielowi – „Nie, ja tego nie zrobię”. To jest taka wielopiętrowa zależność: dobrze poinformowany rodzic ma silniejsze przekonanie o wartościach, jakie wiążą się z jego językiem i będzie bardziej odporny na wszelkiego rodzaju presje. Niestety, niższy poziom edukacji i mniejsze przekonanie o wartości, jaką niesie ze sobą kultywowanie języka mniejszości, powoduje większą uległość wobec podobnych żądań. Często rodzice, którzy zostali postawieni z takiej sytuacji, zwracają się do nas o pomoc, pytają, co powinni zrobić. Muszę przyznać, że sytuacja jest delikatna. Trudno jest przeciwstawić się żądaniu osoby, która występuje z pozycji autorytetu, a w dodatku ma władzę nad naszym dzieckiem – to tak, jakby przeciwstawić się lekarzowi, który zaleca nam jakąś kurację. Niestety nie możemy wyposażyć rodziców w ulotkę, aby mogli z nią pójść do nauczyciela i powiedzieć : „To pan/pani tego nie wie?” Dlatego staramy się docierać do obu stron – rodziców i nauczycieli – z właściwymi informacjami, aby tego typu żądania pojawiały się coraz rzadziej.

Czy Bilingual Matters ma być pośrednikiem między rodzicami, a nauczycielami?

Tak.

Co doradzić rodzicom, których dzieci są obiektem żartów w szkole, dlatego, że używają innego języka niż większość?

To kolejna trudna, a zarazem niestety częsta sytuacja. I znów, trudno znaleźć tu jakiś środek zaradczy, który dałby natychmiastowy skutek. Zaradzić temu można podejmując działania o długoterminowym charakterze, aby przypadki znęcania się nad dziećmi zdarzały się coraz rzadziej. Wierzę, że kiedyś w ogóle nie będą miały miejsca. Ale zanim tak się stanie, rodzice powinni nauczyć swoje dzieci, jak dawać sobie radę z takim rodzajem przemocy. Nie należy wchodzić w konfrontacje, a przede wszystkim wierzyć w siebie. Znajomość dodatkowego języka jest wielką wartością, z której dziecko powinno być dumne. To jest najistotniejsze. Rówieśnicy rzadko znęcają się nad dzieckiem, które jest pewne siebie. Wiemy, że ofiarami znęcania się są zazwyczaj najbardziej wrażliwe dzieci. Mogę dać przykład z własnego doświadczenia. Był taki okres, że jakiś kolega naśmiewał się z jednego z moich synów nazywając go „makaroniarzem” i pytając, czy jego mama ma pizzerię (śmiech). To było w miarę łagodne, nie czuł się jakoś bardzo dotknięty, ale jednak poskarżył mi się. Pośmialiśmy się razem i powiedziałam mu, żeby powiedział koledze, że jego mama bardzo by chciała mieć pizzerię, ale niestety nie ma (śmiech). A wiec najprostsza odpowiedź na wasze pytanie brzmi: należy sprawić, żeby dziecko miało poczucie własnej wartości w związku ze swoją dwujęzycznością. A można to osiągnąć gdy, po pierwsze, sami będziemy pewni siebie i, po drugie, gdy damy dzieciom poczucie, że fakt, że są w stanie mówić w więcej niż jednym języku czyni ich szczęściarzami, a ci co tego nie rozumieją, szczęściarzami nie są.

Gdyby pani została pewnego dnia ministrem edukacji Szkocji z nieograniczonymi kompetencjami, co by pani zrobiła w pierwszym rzędzie?

Wzmocniłabym pozycję lekcji języków obcych w programie nauczania. W tej chwili mają one dość marginalne znaczenie. Mój syn np. nie mógł kontynuować nauki francuskiego na najwyższym poziomie w ostatniej klasie szkoły średniej, bo lekcje języka były tak rozplanowane, że kolidowałyby z „ważnymi” przedmiotami. To bardzo wyraźny znak, że szkoła przywiązywała bardzo małą wagę do francuskiego, bo uczniowie, co oczywiste, byli zmuszeni, aby wybrać te inne, „ważne” przedmioty. Wnieśliśmy skargę do dyrekcji szkoły, ale niewiele ona zmieniła. W Szkocji nauczanie języków obcych jest realnym problemem, podobnie zresztą jak w pozostałych częściach Zjednoczonego Królestwa. Należy więc nie tylko wprowadzić naukę języków w niższych klasach, ale także wzmocnić ich pozycję w ramach programów nauczania, aby uczniowie przywiązywali do nich taką samą wagę, jak do innych przedmiotów. Należy także zadbać o to, żeby języki były uczone we właściwy sposób, nie tylko przez osoby będące „native speakerami”, ale także mające wiedzę na temat tego, jak dzieci się uczą języków. Wszystko to powinno stanowić część wykształcenia nauczycieli języków obcych w Szkocji. Jakie języki powinny zostać wprowadzone do szkół w Szkocji? Powinien być wybór, choć pomysł, żeby wszystkie języki były dostępne we wszystkich szkołach jest oczywiście nierealistyczny. Znacznie bardziej realistyczne byłoby założenie, że istnieją szkoły specjalizujące się w określonych językach. W perspektywie krótkoterminowej to jedyne rozwiązanie, bo wszelkie inne pomysły są albo niewykonalne albo niepraktyczne

Czy realistyczne jest domaganie się, żeby mniejszości narodowe w krajach, gdzie jest duża liczba imigrantów, otrzymywały wsparcie instytucjonalne dla nauczania swoich języków? Czy np. polski w Edynburgu mógłby być uczony w szkołach jako język obcy?

Jak najbardziej. Wiem, że jest to celem przedstawicieli polskiej społeczności i sądzę, że ma sens i jest możliwe. Jakie są najbardziej nieskuteczne metody promowania języka mniejszości? Promowanie tylko tradycji, a nie języka żywego, kładzenie nacisku na aspekt kulturowy i tradycje kosztem języka jako czegoś, co żyje. Dzieci powinny mieć poczucie, że oba języki, jakie są w ich otoczeniu, mogą zostać użyte do rozmów na każdy temat. Są równorzędne – w języku mniejszości można rozmawiać o wszystkim, a nie tylko o czymś, co ma związek z babcią i dziadziem. To jedyny sposób, aby dziecko było przekonane do używania języka mniejszości, a także ceniło go sobie i uznało w przyszłości, że warto podtrzymywać jego znajomość. Widziałam wielokrotnie jak marnowano pieniądze na obchody wydarzeń z przeszłości, a nie na zadbanie o to, by język był atrakcyjnym środkiem komunikacji z innymi ludźmi. My z kolei możemy mnożyć przykłady wydarzeń mających na celu promocję języka mniejszości, w których uczestniczyły głównie osoby już przekonane.

Jak dotrzeć do tych, którym się zdaje że „wiedzą lepiej”?

Staramy się dotrzeć do osób pracujących w szkołach, a więc osób, których praca polega na kontaktach z rodzinami imigrantów. Te rodziny w przeciwnym wypadku nie miałyby szansy dowiedzieć się o naszym istnieniu. Możemy w ten sposób dotrzeć do nich i mieć nadzieję, że będą otwarci na to, co mówimy. Nie wiemy oczywiście, czy tak jest w istocie, warto by to sprawdzić. Nie rezygnowałabym też z „przekonywania przekonanych”, zawsze okazuje się, że to, co mówimy jest dla nich w pewnym stopniu nowe.

Jakie są najczęstsze pytania na temat dwujęzycznego wychowania, jakie pani słyszy ? Jakiego typu informacji oczekują rodzice, którzy chcą przekazać swój język ojczysty dzieciom, ale nie wiedzą jak to zrobić w sposób najbardziej efektywny?

Jest sporo pytań, które się powtarzają, np.: „moje dziecko nie chce już rozmawiać ze mną w moim języku, co powinnam zrobić?” Albo: Czy to dobrze, że w otoczeniu mojego dziecka są aż trzy języki?” lub: „Jak skuteczna będzie nauka trzech języków naraz?”

A jakie byłyby krótkie odpowiedzi na te pytania?

Na pierwsze: „nie przerywaj mówienia do dziecka w swoim języku, ale nie narzucaj go też siłą, bo ta nigdy nie działa. Spróbuj przekonać swoje dziecko, że rozmawianie w tym języku, szczególnie z tobą jest rzeczą dobrą, bo ty lubisz w nim rozmawiać. Jeśli i to nie podziała, nie przestawaj zwracać się do niego w swoim języku, nawet jeśli dziecko będzie odpowiadało w języku większości. Szanse, że dziecko wróci do mówienia w tym języku, będą zawsze większe, jeśli dziecko będzie miało z tym językiem nieprzerwany kontakt.” Druga odpowiedź: „Trzy języki naraz to nie za dużo, pod warunkiem, że kontakt z nimi będzie wystarczający. W wielu przypadkach to nie takie proste, więc trzeba myśleć realnie.

Powiedziała pani, że jedną z najistotniejszych rzeczy wspierających dwujęzyczne wychowanie jest “pozytywne nastawienie”. Jak należy o nie zadbać?

Staramy dostarczyć ludziom odpowiednich informacji na temat korzyści, jakie są związane z wychowaniem w więcej niż jednym języku. Mamy nadzieję, że spowoduje to, że ludzie przestaną myśleć na temat dwujęzyczności w negatywnym kontekście, staną się bardziej skorzy do mówienia w języku mniejszości i zaczną sobie cenić dwujęzyczność. To długi proces, to nie jest coś, co będzie można osiągnąć jutro, ani pojutrze, ale ten proces się już rozpoczął i im więcej osób jest w niego zaangażowanych, tym szerzej będziemy w stanie rozpropagować wiedzę opartą na nauce i tym szybciej będziemy świadkami zmiany nastawień.

Czego moglibyśmy pani życzyć w 2015 roku w związku z pani działalnością?

Mam nadzieję, że w przyszłym roku zasięg geograficzny naszych działań ulegnie rozszerzeniu. Liczę także na to, że w 2015 roku nadarzy się przynajmniej jedna okazja, aby wszyscy współpracownicy Bilingualism Matters usiedli przy jednym stole. Nawet jeśli fizycznie będzie to niemożliwe, to stanie się to za pośrednictwem skype’a (śmiech). Siedząc przy tym stole każdy będzie mógł opowiedzieć o swoich doświadczeniach związanych z Bilingualism Matters i tym samym rozpocznie się prawdziwa wymiana poglądów, doświadczeń i pomysłów. Moim celem, a przy okazji moim najgorętszym życzeniem, jest aby Bilinguals Matters stał się globalną organizacją, chciałabym także zobaczyć pierwsze efekty naszego zaangażowania w postaci wpływu na konkretne działania publiczne, przynajmniej w tych dziedzinach, w których jesteśmy dotąd aktywni.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmowa została przeprowadzona w grudniu 2014 roku na Penn State University w USA, gdzie Antonella Sorace uczestniczyła w otwarciu nowego oddziału Bilingualism Matters przy tamtejszym Centre for Language Science.

*Bilingualism Matters to międzynarodowa organizacja, która stawia sobie za cel pośredniczenie pomiędzy światem nauki a społeczeństwem na rzecz promocji dwujęzyczności. Założycielką BM jest profesor Antonella Sorace. BM ma obecnie 13 oddziałów w Wielkiej Brytanii, Holandii, Włoszech, Niemczech, Chorwacji, Grecji, Norwegii i USA.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj