Wielojęzyczność w realiach Wileńszczyzny

0
22

Wielojęzyczność lub dwujęzyczność to termin, który pojawia się coraz częściej w odniesieniu do wychowania dzieci. W wielokulturowym, od wieków wielojęzycznym, społeczeństwie Litwy wydaje się, że nie powinno z tym być żadnych problemów.

A jednak, napięcia pomiędzy językiem ojczystym, państwowym i obcym pokazują, że nie jest to takie proste. Jak uczyć języka państwowego, by było to najmniej obciążające? Jak dbać o język ojczysty? I czy to wszystko się w końcu nie pomiesza?

– W zasadzie trudno mi powiedzieć, jaki jest mój język ojczysty. Pochodzę z rodziny mieszanej. Z mamą od dziecka rozmawiałam po rosyjsku a z tatą po polsku. Skończyłam polską szkołę i muszę przyznać, że nie mogłam zrozumieć, dlaczego każą mi tak dużo uczyć się polskiego. Wydawało mi się to strasznym obciążeniem, zwłaszcza w ostatnich klasach, gdy wiedziałam już, że wyjadę na studia do Anglii – mówi Anna Dobrzyńska, absolwentka Gimnazjum Jana Pawła II w Wilnie.

W czasie studiów nie miała kontaktu z polskim, nie przebywała w polskim środowisku. Język, który jeszcze niedawno był ciężarem, już niedługo miał jednak okazać się być bardzo pomocny.
– Dostałam propozycję pracy w Hiszpanii. Okazało się, że moje umiejętności językowe, znajomość polskiego i rosyjskiego, są w tej pracy moimi największymi atutami. Zajmuję się w firmie kontaktami z Polską i Rosją. Czasem trzeba czasu, żeby docenić lata, w których zmuszano mnie do nauki polskiego – zauważa w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”.

– Zawsze wiedziałem, że polski mi się przyda. Chciałem pracować w sferze kontaktów międzynarodowych. Na studia wyjechałem do Anglii. Co prawda, w mojej pierwszej pracy polski nie był warunkiem decydującym o zatrudnieniu, ale już niedługo okazał się bardzo dużym atutem. W firmie nie było innych osób mówiących po polsku, a często pojawiała się taka konieczność. Język na pewno jest jedną z umiejętności, które najbardziej ułatwiają odnalezienie się na rynku pracy. Bardzo cieszę się, że w moim przypadku ten język ojczysty nie został zaprzepaszczony – mówi Krzysztof Król, również absolwent Gimnazjum Jana Pawła II.

Nasz rozmówca podkreśla, że nigdy nie miał problemów z językami, ani z ojczystym, ani z obcymi, ani z litewskim.
– Do szkoły poszedłem już z pewną znajomością litewskiego. Chyba rodzice starali się, żebym wcześniej miał kontakt z językiem, chociaż w domu mówiliśmy po polsku. Nie pamiętam jakiś wielkich trudności – mówi naszemu dziennikowi.

Alicja Rosowska jest polonistką, oboje z mężem kończyli studia w Polsce, w domu rozmawiają tylko po polsku, ale ich dzieci w zasadzie od początku poznawały kilka języków. Jej córki uczą się w tej chwili w 5 i 7 klasie. Dobrze posługują się polskim, rosyjskim i litewskim, do tego dochodzą również dwa języki, które znają nieco słabiej, ale potrafią się porozumieć: ukraiński i angielski. Najmłodszy syn ma w tej chwili 5 lat, mówi poprawnie po polsku i po rosyjsku, zna pojedyncze słowa po litewsku. Rosowska podkreśla, że mimo iż wszystkie dzieci wychowują się w takich samych warunkach, ich droga do wielojęzyczności była zupełnie inna.

– Rozmawiamy z dziećmi tylko po polsku, ale od początku wychowywały się w wielojęzykowym otoczeniu. Języka rosyjskiego nauczyły się w zasadzie same. Najbardziej dziwiło mnie, że nauczyły się nie tylko mówić, ale także czytać i pisać. Mój mąż jest Polakiem z Ukrainy, więc w czasie wyjazdów do jego rodziny miały okazję poznać również trochę ukraiński. Litewski zaczął wchodzić nieco później. Najpierw zabierałam dzieci do teatru lalkowego, koncerty, oglądały czasem litewską telewizję. Potem doszły zajęcia pozalekcyjne po litewsku i to był chyba pierwszy, poważny kontakt z językiem państwowym – opowiada.

Starsza córka Rosowskich, Elżbieta, rozpoczęła naukę śpiewu w studiu wokalnym w wieku pięciu lat. Mogłoby się wydawać, że dla dziecka, które nie zna języka, odnalezienie się w litewskim środowisku będzie trudne, jednak tak nie było.
– Był to skok na głęboką wodę. Elżbieta była osłuchana z litewskim, ale nie mówiła dobrze. Przez pierwszy rok na zajęciach nie mówiła za dużo, ale już w drugim roku zajęć nie miała żadnego problemu z rozmową po litewsku. Znajomość języka przyszła bardzo naturalnie. To było typowo litewskie środowisko, mówiące bardzo poprawnie. Do szkoły poszła więc z dobrze opanowanym litewskim. Z młodszą córką było zupełnie inaczej. Aleksandra bardzo długo wychodziła z założenia, że to nie ona ma się uczyć języków, ale ci, którzy z nią rozmawiają. Nie wiem, jak jej się to udawało, ale wszędzie, gdzie była, na basenie czy w szkole muzycznej, potrafiła zmusić ludzi do tego, by rozmawiali z nią po polsku lub po rosyjsku. Dopiero niedawno przekonała się, że musi popracować również nad litewskim. Po prostu, dotychczasowa znajomość języka przestała jej wystarczać na co dzień – mówi mama trójki dzieci.

Nasza rozmówczyni podkreśla, że nigdy nie mówiła dzieciom, że jakiś język jest lepszy czy ważniejszy. Po prostu, stawiała je w sytuacjach, w których doświadczały tego, że języków warto się uczyć.
– Czasem nie doceniamy dzieci. One świetnie potrafią obserwować i wyciągać wnioski. Jeżeli przekonają się, że jakiś język jest potrzebny, bo można obejrzeć ciekawą bajkę czy wziąć udział w interesującej zabawie, to będą się tego języka uczyć – zauważa Rosowska. Podkreśla również, że wielojęzyczność nie wpływa na obniżenie poziomu języka polskiego, jakim mówią dzieci. Po prostu, rodzice dbają o to, by miały kontakt z polską książką, filmem, teatrem czy też rówieśnikami z Polski.

Eleonora Mialdun jest lituanistką. Doskonale wie, z jakimi trudnościami borykają się uczniowie polskich szkół w pierwszych latach nauki litewskiego. Poznaje je nie tylko jako nauczycielka, ale także jako matka.
– Rozmawiamy z dziećmi w domu po polsku. Czasem zdarza się, że powiem coś do synów po litewsku, jednak oni zawsze odpowiadają mi po polsku. Dla nich litewski w domu to coś nienaturalnego, ale nie oznacza to, że nie mają kontaktu z językiem. Chciałabym, by mówili poprawnie w obu językach, staram się więc, by przebywali także w litewskim środowisku. Jeżeli chodzi o naukę litewskiego w szkole, dzieci przychodzą nie tylko z bardzo różnym poziomem znajomości języka, ale także z różną motywacją. Bardzo dużo zależy od rodziców. Jeżeli wspierają nauczyciela, stwarzają sytuacje, w których dziecko rozumie, że warto się uczyć, litewski nie jest trudny. Oczywiście, nie wszyscy są tak samo zdolni, ale ucząc się w polskiej szkole, język państwowy można opanować na naprawdę wysokim poziomie, mamy na to sporo czasu – podkreśla lituanistka.

Faktycznie, litewskiego jest szkole dużo… Czy obciążenie językiem państwowym nie obniża poziomu języka ojczystego?
– Na pewno ze względu na różną liczbę godzin szala ciężkości, zwłaszcza w starszych klasach, przesuwa się na stronę litewskiego. Co więcej, starsi uczniowie coraz bardziej wchodzą w litewską przestrzeń publiczną, kulturową i czasem zaczynają w niektórych sytuacjach używać litewskich pojęć. Jako polonistka wolałabym, by nacisk na nauczanie języka ojczystego i państwowego był bardziej zrównoważony. Jako matka wiem jednak, jak dużo zależy od środowiska rodzinnego – mówi polonistka Danuta Szejnicka. Nauczycielka podkreśla, że dbanie o język ojczysty nie kończy się w szkole, a właśnie dom jest środowiskiem, które decyduje o tym, jak i czy w ogóle będą mówili po polsku uczniowie polskich szkół.
– Potrzebny jest wysiłek w kierunku poprawności językowej ze strony rodziców. Czasem używamy litewskich terminów, żeby ułatwić sobie życie. Warto zastanowić się nad tym, potraktować język, jakim mówimy w domu, jako ważną część wychowania – podkreśla Szejnicka.

O dwujęzyczności bardzo chętnie rozmawia Maryla Kleczkowska, nauczycielka języka angielskiego.
– Na Litwie dwujęzyczność czy nawet wielojęzyczność to codzienność. Bardzo często dzieci wychowują się w rodzinach mieszanych, w których dwa języki słyszane są na co dzień. Dwujęzyczność zakłada swobodne komunikowanie się w obu językach, umiejętność wyrażania w szczegółach swoich przeżyć. W naszych realiach w zasadzie warto już chyba mówić raczej o wielojęzyczności, ponieważ większość dzieci z polskich rodzin zna kilka języków, co według mnie jest bardzo pozytywnym zjawiskiem – wyjaśnia anglistka. – Na świecie prowadzonych jest wiele badań, które potwierdzają, że dwujęzyczność ma bardzo pozytywny wpływ na rozwój dziecka. Nie jest to obciążenie, jak czasem uważają rodzice czy dziadkowie. Oczywiście, czasem coś może się poplątać, ale zapominamy przecież nie tylko słowa, ale również daty czy numery telefonów. Co więcej, już dawno zostało udowodnione, że umysł osób, które mówią w kilku językach, pracuje sprawniej. Mają większą umiejętność skupienia, a z drugiej strony takie osoby potrafią się lepiej dostosować, są wielozadaniowe. Oczywiście, nie trzeba przekonywać o zaletach takich osób na rynku pracy – nauczycielka wylicza dobre strony wielojęzyczności.

Anglistka podkreśla, że wielojęzyczność nie jest czymś niezwykłym. Tak na prawdę na świecie ludzie znający tylko jeden język są mniejszością. Dlaczego więc czasem mamy z nią tak wiele problemów? Dlaczego dzieciom z polskich rodzin tak wiele trudności sprawia litewski?

– Czasami w polskich rodzinach w naturalny sposób izolujemy dzieci od języka litewskiego. Rozmawiamy w domu po polsku, oglądamy polską telewizję. Dziecko nie widzi wtedy sytuacji, w których inne języki są potrzebne. Jako nauczycielka angielskiego często spotykam dzieci, które w drugiej czy trzeciej klasie świetnie znają język dzięki kreskówkom czy grom komputerowym. Podobnie powinno być z litewskim, dziecko powinno się go uczyć naturalnie – mówi Kleczkowska.

Nauczycielka podkreśla, że w nauczaniu języka nie należy tworzyć sztucznych sytuacji.
– Nie ma sensu umawiać się, że np. będziemy rozmawiać w domu po litewsku. Takie rzeczy się nie udają i są niepotrzebne. Warto natomiast chodzić z dzieckiem na jakieś przedstawienia, zajęcia, może spotkania z mikołajem, gdzie będzie słyszeć język państwowy. Wtedy dziecko zaczyna rozumieć, że jest taki obszar w życiu, gdzie ten język się przydaje. Mój syn miał problemy z litewskim, dopóki nie zaczął się uczyć francuskiego. Kiedy znalazł się w grupie z dziećmi, które rozmawiają tylko po litewsku, okazało się, że jego problemy z językiem się skończyły – podaje przykład z własnego życia.

Anglistka uważa również, że problemy z litewskim mogą wynikać również z braku odpowiednich metod nauczania.
– W naszych szkołach język litewski jest często nauczany w sposób akademicki. Zdarzają się np. lekcje gramatyki, które nie są osadzone w żadnym kontekście. Nic dziwnego, że taki sposób nauki jest dla dzieci trudny do przyjęcia. Każdego języka, także obcego, powinniśmy się uczyć w sposób jak najbardziej zbliżony nauki języka ojczystego, czyli przez kontakt z rzeczywistymi sytuacjami. W taki sposób są konstruowane podręczniki do nauki języków obcych. Wydaje mi się, że pod względem metodologii nauczanie języka pozostaje wiele do zrobienia. Nauka powinna przebiegać od rozmowy do gramatyki, a nie odwrotnie – podkreśla złożoność zagadnienia.

Kleczkowska podkreśla, że nie trzeba się obawiać, iż wielość języków, jakie dziecko poznaje, może mieć negatywny wpływ na język ojczysty.
– Język ojczysty mógłby ucierpieć tylko w jednym przypadku, który zresztą miał miejsce często w czasach, gdy ja chodziłam do szkoły. Rodzice, którzy zapisywali dziecko do rosyjskiej szkoły, przestawiali się w domu na rosyjski, żeby dziecku „było łatwiej”. Taka sytuacja jest oczywiście bardzo szkodliwa dla języka ojczystego. Jeżeli w domu mówimy po polsku, inne języki nie będą przeszkadzać. Warto jednak przypominać rodzicom, że o język ojczysty również trzeba dbać. Poprawność językową kształtuje się nie tylko w polskiej szkole, ale przede wszystkim w domu. Jako matka bardzo dużo wysiłku włożyłam nie tylko w naukę języków obcych, ale także polskiego. Z każdego wyjazdu do Polski przywoziłam książki, filmy, chodziliśmy na polskie spektakle – podkreśla nauczycielka.

 

Źródło: https://kurierwilenski.lt/2018/09/07/wielojezycznosc-w-realiach-wilenszczyzny/

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj