„Polska szczepionka językowa”

0
19

Ważne jest podkreślanie wartości, jaką niesie ze sobą znajomość drugiego języka i nagradzanie dzieci za podejmowanie wysiłku – mówi dr Magdalena Grohman, psycholog, mama dwujęzycznych Maksa i Mateusza zaangażowana w działalność polskiej szkoły sobotniej w Dallas.

Mieszkasz na przedmieściach Dallas w Teksasie, masz dwóch synów, razem z mężem stosujecie od lat z powodzeniem metodę mL&H (minority language at home), co oznacza, że w domu rozmawiacie tylko po polsku. Co było i jest dla Ciebie największym wyzwaniem patrząc z perspektywy lat?

Najtrudniejsza była konsekwencja, żeby nie robić angielskich wtrętów językowych; pilnowanie, żeby chłopcy mówili między sobą po polsku, odrabiali pracę domową, itp. Trudne było też sprawienie, żeby polubili język polski, uważali mówienie w nim za wartość; sporego wysiłku wymagało również, aby Maks i Mateusz nie tracili płynności mówienia i poprawnej wymowy, zwłaszcza wtedy, kiedy przez dłuższy czas nie jeżdzimy do Polski. Po pobycie w kraju „efekt wakacyjny” utrzymuje się zwykle przez mniej więcej przez 6-7 miesięcy. Potem zauważam, że najtrudniejsze dla nich do zróżnicowania głoski – chodzi o „sz”, „cz”, „ś”, „ć” itp. – nabierają cech „amerykańskości”. Pojawiają się także trudności z płynnością w mówieniu po polsku.

W pół roku po powrocie z kraju i my zaczynamy mieć kłopot z językiem polskim—zaczyna brakować nam słów, pojawiają się anglicyzmy związane z naszym życiem zawodowym i codziennym. Nasze słownictwo po jakimś czasie staje się „statyczne” i mówimy mniej płynnie, niż ktoś, kto przebywa cały czas w polskim kontekście językowym. To z kolej rzutuje na polszczyznę chłopców.

Co Cię najbardziej zaskoczyło w odniesieniu do tego, jak sobie wcześniej wyobrażałaś stosowanie metody „język mniejszości w domu”?

Jak dotąd najbardziej zaskoczyło mnie to, jak długo utrzymuje się „efekt wakacyjny” związany z poprawą płynności mówienia, słownictwa, wymową. I jeszcze to, jak bardzo niektóre pojęcia są oporne na „polską szczepionkę językową”. Na przykład pojęcia związane z czasem! Nazwy dni tygodnia i nazwy miesięcy czy pór roku, te pojęcia wykorzystywane są na okrągło w naszych domowych rozmowach czy w szkole, a mimo to moi synowie najczęściej pytają: „Jak się mówi >June< po polsku?” „Co to znaczy >wrzesień<?”. Obserwuję to również u większości dzieci w naszej szkole. Ciekawa jestem naukowego wyjaśnienia tego zjawiska!

Co uważasz za największy swój sukces?

Moi synowie mówią po polsku z nami i między sobą, czytają komiksy, np. o Asteriksie i Obeliksie. Starszy syn sam z siebie uczy się pisać kursywą (rzecz już niestety nie praktykowana w amerykańskich szkołach).

A porażka?

Nie zaobserwowałam dotąd żadnej porażki. Porażką byłoby, jeśliby chłopcy przestali mówić między sobą po polsku i zaniechali nauki czytania i pisania. Wytrwale pracujemy, żeby tak nie było! Trudno nazwać „porażką” zmieniający się akcent, czy zubażanie słownictwa, jeśli nie mogliśmy w danym roku być w kraju…

Oprócz tego, że wychowujesz dwujęzycznych synów, zaangażowałaś się również w działalność Polskiej Szkoły in Jana Karskiego w Dallas, o której wcześniej wspomniałaś. Na czym polega twoja rola?

Moja rola polega głównie na koordynowaniu programu nauczania i dbaniu o to, żeby każde dziecko uczyło się języka polskiego na odpowiednim poziomie. Do moich obowiązków należy także dbanie o naszą nauczycielską kadrę, zastępstwa, „werbowanie” nowych nauczycieli (których stale nam brakuje!). Dodatkowo prowadzę zajęcia z języka polskiego dla uczniów sporo rozumiejących, ale słabo mówiących po polsku — jednym słowem: nauka języka polskiego jako obcego. W moich kontaktach z rodzicami—pogaduszki w trakcie przerw—staram się odpowiadać na pytania dotyczące dwujęzyczności oraz udzielać wsparcia tym rodzicom, dla których pielęgnowanie dwujęzyczności jest trudną sprawą. Przez wsparcie rozumiem dzielenie się np. przykładami z książki Barbary Zurer Pearson, Jak wychować dziecko dwujęzyczne (Media Rodzina 2013).

Czy możesz opowiedzieć nam kilka zdań o polskiej szkole w Dallas?

Początki sięgają ok. 2006 roku. Wtedy rodzice spotykali się w bibliotekach, salach, domach itp. i uczyli dzieci podstaw języka polskiego. Wówczas szkoła nosiła nazwę „Nasze Przedszkole”. W rok później dzieci było na tyle dużo, że podzielono je na dwie grupy: przedszkolną i szkolną. Szkoła zmieniła nazwę na „Mała Polonia”.

W listopadzie 2010 r. szkołę zarejestrowano jako niezależną organizację pożytku publicznego (not for profit corporation) i jako taka rozpoczęła działalność z początkiem roku szkolnego 2011/12. Jest pierwszą formalnie zarejestrowana placówką prowadzącą stałą działalność dydaktyczną w języku polskim w Północnym Teksasie, służy prawie siedemdziesięciotysięcznej grupie ludzi polskiego pochodzenia w aglomeracji Dallas – Fort Worth.

W maju 2012 postanowiliśmy nadać naszej szkole patrona i zmienić nazwę, która obecnie brzmi: „Polska Szkoła im. Jana Karskiego w Dallas”.

Szkoła rośnie i z roku na rok przybywa nam uczniów. Poświęcają oni nie tylko soboty na naukę polskiego, literatury, historii czy geografii, ale także biorą czynny udział w szkolnych przedsięwzięciach ukierunkowanych na całą naszą polonijną społeczność. Najstarsi piszą teksty do naszej gazetki, a młodsze dzieci ozdabiają klasy swoimi pracami. Organizujemy przedstawienia teatralne i uroczystości związane z obchodami ważnych dla Polaków rocznic. Nawiązaliśmy świetną współpracę z oświatowymi placówkami w Polsce, np. z „Dziecięcym Uniwersytetem Ciekawej Historii”.

Czy możesz powiedzieć kilka słów o poziomie znajomości języka polskiego wśród uczniów? Kim są ich rodzice?

Uczniowie naszej szkoły— obecnie to około siedemdziesięcioro dzieci—reprezentują bardzo zróżnicowany poziom językowy, od uczniów, którzy jedynie rozumieją język polski po uczniów płynnie mówiących, czytających i piszących. Program nauki języka polskiego realizujemy w kilku grupach. Dzieci, które rozumieją i mówią po polsku, przypisywane są do grup wiekowych realizujących program opracowany przez Małgogrzatę Pawluśkiewicz, wieloletnią nauczycielkę języka polskiego w Chicago. Inaczej mówiąc, program ten jest realizowany w grupie przedszkolnej, zerówkowej, pierwszej itd. aż do grupy realizującej program klasy szóstej. Natomiast grupa dzieci, które rozumieją język polski, ale nie są w stanie mówić, realizuje program do nauki języka polskiego jako języka obcego. Jest to grupa najbardziej zróżnicowana wiekowo, od siedmio- do dwunastolatków.

Jeśli chodzi o rodziców, to w większości z nich wyjechała z Polski w połowie lat 1990., głównie z powodów ekonomicznych, albo żeby polepszyć swoje możliwości rozwoju zawodowego. Jest też kilka rodzin, w których rodzice są pierwszym pokoleniem wychowanym już w Stanach. W większości z nich oboje rodziców należy do kultury mniejszości; ale są też i rodziny, gdzie jeden z rodziców jest przedstawicielem kultury większości.

Jest też jedna rodzina – wprost fenomenalny przypadek! – gdzie tata jest Polakiem (w USA od 15 roku życia), a mama Francuzką. Ich synek mówi po polsku, francusku i angielsku. Z moich obserwacji wynika, że taka sytuacja tylko z pozoru jest najtrudniejsza dla dziecka; pod pewnymi względami jest o wiele łatwiejsza niż w przypadkach gdy jeden rodzic reprezentuje kulturę większości. Być może dlatego, że w takiej wielojęzycznej rodzinie żaden język nie dominuje.

Nasi rodzice w przeważającej większości mają wyższe wykształcenie; niektórzy zdobywali je jeszcze Polsce, niektórzy już tutaj, w Stanach. No i reprezentują prawie całą Polskę.

Jak sobie nauczyciele radzą ze zróżnicowaniem znajomości polskiego?

Nasze panie nauczycielki dysponują wieloma strategiami, które mają okazję ćwiczyć w domu na swoich pociechach! Wymyślają wiele ciekawych projektów, poprzez które zachęcają dzieci do pokonywania trudności w mówieniu, rozszerzania słownictwa, pisania (nasza gazetka, szkolne przedstawienia). A przede wszystkim dostosowują materiał do umiejętności dzieci w swoich klasach, przygotowując zadania z pisowni czy teksty dostosowane do indywidualnych możliwości dzieci. Na przykład nauczycielki moich synów zawsze wybierają ciut trudniejsze zadania „dla chętnych” i tych bardziej zaawansowanych.

Co byś poradziła – jako psycholog i praktyk dwujęzycznego wychowania zarazem – mamom, które wychowują dzieci w podobny sposób jak ty?

Jeśli to tylko możliwe—wyjazd do Polski i to do rodziny, która niekoniecznie mówi po angielsku! Równie ważna, o ile nie najważniejsza, jest konsekwencja w zwracaniu się po polsku do dzieci i wymaganie by i one zwracały się do nas po polsku. To szalenie trudne, rodzi wiele frustracji, może prowadzić do kłótni i z tego względu często „dla świętego spokoju” ulega się dzieciom. Z własnego doświadczenia jednak wiem, że jeśli dzieci wiedzą, że nie ma wyjścia, to wcześniej czy później dostosowują się do wymagań. I jeszcze jedno, ważne jest podkreślanie wartości, jaką niesie ze sobą znajomość drugiego języka i nagradzanie dzieci za podejmowanie wysiłku.

Twoje zaangażowanie w Polską Szkołę, upoważnia Cię także do udzielania rad rodzicom z rodzin mieszanych… Co byś im poradziła?

Nakłonić małżonka/małżonkę z kultury większości do rozpoczęcia nauki języka polskiego! Jak tylko dzieci zauważą, że język angielski nie jest jedynym sposobem komunikacji, a przede wszystkim jest postrzegany jako wartość przez rodzica z kultury większości, to chętniej będą się tym językiem porozumiewać. Widzimy to w przypadku naszych zaprzyjaźnionych amerykańskich rodziców, którzy podjęli trud nauki języka polskiego.

Dziękuję Ci za rozmowę.

Rozmawiał Karol Chlipalski

Serwis „Wszystko o dwujęzyczności” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach projektu finansowanego w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.“ realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj