Zanim zaleje je fala angielskiego

0
19

Przeprowadzone przez mnie badania wskazują, że dzieci szybciej uczą się angielskiego kiedy są starsze – mówi Johanne Paradis, psycholog i językoznawca z University of Alberta w Kanadzie. O nauce pierwszego i drugiego języka z prof. Paradis rozmawiają Joanna Durlik, Joanna Kołak i Zofia Wodniecka.

Na początek chcielibyśmy zadać Pani pytanie, które zadaje sobie wielu rodziców: kiedy najlepiej zacząć naukę drugiego języka? Czy na to pytanie istnieje jedna uniwersalna odpowiedź – a jeśli nie, to dlaczego?

Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. Najlepszy wiek na rozpoczęcie nauki drugiego języka zależy od szerszego kontekstu. Jeśli oba języki uzyskują jednakowe wsparcie, nie ma znaczenia, kiedy zaczniemy się uczyć tego drugiego, o ile stanie się to w dzieciństwie. Jeśli mówimy o kontekście migracji, na przykład o dzieciach uczących się polskiego jako języka mniejszości, a tym drugim językiem jest np. angielski albo niemiecki, najlepiej jak najdłużej wychowywać je w jednym języku – czyli w tym wypadku – w polskim. Wynika to z wielu badań. Zanim dziecko pójdzie do szkoły, najlepiej byłoby znaleźć przedszkole albo żłobek, w którym przynajmniej częściowo mówi się po polsku, zapewniać mu różne zajęcia i kulturalne atrakcje po polsku. Kiedy już pójdzie do szkoły, zaleje je fala, wręcz potop angielskiego. Oczywiście, takie rozwiązanie nie zawsze jest możliwe. A to oznacza, że jeśli rodzice, którzy mieszkają np. w Anglii i wysyłają dziecko do angielskojęzycznego przedszkola, chcąc utrzymać w domu język polski, muszą wkładać w to dużo dodatkowego wysiłku, świadomie angażować się w liczne zajęcia, zabawy z dzieckiem, w których dużo się mówi i używa bogatego słownictwa. To jest trudne. Wiele osób, zwłaszcza emigrantów, pracuje na dwa etaty, wiele godzin dziennie. Po pracy są oni zmęczeni, brakuje im energii… Więc czasem trudno zastosować najlepsze możliwe rozwiązanie.

Czy wychowywanie dziecka na początku tylko w języku mniejszości nie jest szkodliwe dla przyszłej znajomości języka większości? Co się dzieje, kiedy dziecko idzie do szkoły i tam oczekuje się od niego, że będzie znało język, którym mówią wszyscy dookoła?

Moje badania nad angielskim jako dominującym językiem w Kanadzie, podobnie jak badania innych naukowców zajmujących się tym tematem, pokazują, że dzieci szybciej uczą się angielskiego, kiedy są starsze. Jeśli zaczniemy uczyć angielskiego trzylatka i pięciolatka, pięciolatek będzie uczył się szybciej i szybko nadrobi te dwa lata różnicy. Po co więc wkładać wysiłek w uczenie dziecka angielskiego od urodzenia, narażając jednocześnie jego polski na niebezpieczeństwo? Oczywiście, kiedy dziecko słabo znające angielski pójdzie do angielskojęzycznej szkoły, będzie to dla niego pewien szok, więc rodzice muszą być cierpliwi i wyrozumiali. Dużo zależy tu też od szkoły i systemu edukacyjnego. W Kanadzie nauczyciele nie oczekują wcale, że uczniowie będą dobrze mówili po angielsku: są takie miasta, w których 100 proc. dzieci przychodzących do pierwszej klasy właściwie nie mówi po angielsku. Nauczyciele jednak są na to przygotowani i wiedzą, co robić. Nie w każdym kraju system edukacyjny tak wygląda i nie wszędzie są środki, żeby pomagać takim dzieciom.

Rodzice powinni przyjrzeć się szkole, do której zamierzają posłać dziecko, zastanowić się, jak dobra znajomość języka większości będzie tam od niego wymagana i czy szkoła pomaga uczniom, którzy nie znają go wystarczająco biegle. Jeśli tak, to spokojnie, dziecko nauczy się języka większości szybciej, nawet, jeśli zacznie się go uczyć dopiero w szkole. Jeśli rodzice uznają, że dziecko przed pójściem do szkoły powinno opanować podstawy angielskiego czy niemieckiego, to również w porządku, ale trzeba wówczas pamiętać, by w wolnym czasie nadal kłaść duży nacisk na polski, czytać dużo książek po polsku, korzystać z polskich mediów, zapewniać dziecku kulturalne atrakcje w tym języku, a także towarzystwo innych dzieci, z którymi będzie mogło bawić się po polsku.

To, co Pani mówi, jest naprawdę zaskakujące. Naprawdę starsze dzieci uczą się szybciej? Taki pogląd wydaje się sprzeczny z intuicją, wszyscy przecież wiemy, że im szybciej zaczynamy się uczyć języka, tym lepiej. Więc jak to jest?

Cóż, „im szybciej, tym lepiej”, jest praktyczną i prawdziwą zasadą – ale na ogół myślimy o niej, porównując uczenie się języka u dzieci i dorosłych. Tymczasem teraz mówimy o wczesnym dzieciństwie, o trzy-, pięcio- sześciolatkach, nie o trzynasto- czy piętnastolatkach. W dzieciństwie system poznawczy rozwija się bardzo szybko, rozwijają się też mechanizmy niezbędne do uczenia się języka, na przykład krótkotrwała pamięć fonologiczna czy pamięć robocza, system pojęciowy poszerza się i staje coraz bardziej złożony – wszystkie te zmiany sprawiają, że dzieci szybciej niż dorośli uczą się języków. Jeśli bierzemy pod uwagę wczesne dzieciństwo, powiedzmy do ósmego roku życia, wszystkie te mechanizmy wciąż rozwijają się bardzo intensywnie, więc czwarty, piąty czy szósty rok życia to świetny wiek na rozpoczęcie nauki drugiego języka, co oczywiście nie znaczy, że wcześniejszy początek jest niekorzystny. Takie podejście nie stoi w sprzeczności z zasadą: „im wcześniej, tym lepiej”, bo ciągle rozmawiamy o wczesnym dzieciństwie.

Czy najważniejszy jest wiek rozpoczęcia nauki, czy ważne jest jeszcze co innego, np. jakość i ilość języka, z którym dziecko ma styczność?

Myślę, że zarówno jakość i ilość są ważne. Ilość jest z pewnością istotna, ale coraz więcej badań podkreśla znaczenie jakości. Wyobraźmy sobie dziecko, które chodzi do angielskojęzycznej szkoły, a w domu nikt z nim tak naprawdę nie rozmawia; jest pozostawione samo sobie, np. przed telewizorem. Wtedy dom wcale nie jest polskojęzyczny. Jeśli rodzice mówią do dziecka tylko: „załóż buty”, „przygotuj się do szkoły”, „kolacja gotowa”, dziecko ma do czynienia tylko z językiem „regulującym”, a to nie jest bogaty język. Dlatego tak ważne jest czytanie dzieciom – składnia i słownictwo, z którymi spotykamy się w książkach, są zdecydowanie bardziej złożone niż te, którymi posługujemy się w codziennych rozmowach. Myślę, że polscy emigranci są w świetnej sytuacji pod tym względem, dużo lepszej niż emigranci, powiedzmy, z Somalii, bo po polsku jest dużo książek dla dzieci i rodzice mogą je im czytać. Apeluję więc do rodziców: czytajcie dzieciom jak najczęściej, bo tylko w ten sposób można wzbogacić codzienny język, który – choćbyśmy bardzo się starali – nigdy nie będzie tak różnorodny, jak język pisany. Jest to tym ważniejsze, że dzieci imigrantów nie będą się uczyły w szkole po polsku, chyba, że rodzice porozumieją się i założą szkołę sobotnią. Praca w takiej szkole bywa trudna, bo często zdarza się, że jest w niej grupa dzieci od 4 do 14 lat i jeden nauczyciel. Co taki nauczyciel może zrobić przez dwie godziny w tygodniu? Ale szkoła sobotnia może naprawdę dużo dać, jeżeli mamy sporą grupę dzieci i można je podzielić według wieku, a nauczyciele są wykwalifikowani i wiedzą, jak pracować z uczniami. Dzieci mogą znienawidzić ją, dopóki do niej chodzą, ale kiedy będą starsze i uświadomią sobie, że dzięki niej nie straciły swojego dziedzictwa i tożsamości kulturowej, będą wdzięczne rodzicom. Utrzymanie języka dziedzictwa jest szczególnie ważne, gdy emigranci mają rodzinę w kraju ojczystym. W dzieciństwie miałam przyjaciółkę, która była Polką. Jej rodzice wyjechali z Polski po drugiej wojnie światowej i nigdy nie nauczyli się dobrze angielskiego, a jej siostrzenice i siostrzeńcy nie znali polskiego. Kiedyś odwiedziłam ją w domu. Była najmłodsza z rodzeństwa, jej bracia i siostry mieli już dzieci, dziadkowie nie mieli żadnego kontaktu z wnukami – to było bardzo smutne.

Przed podjęciem decyzji, czy chcemy mówić do swoich dzieci językiem większości, na przykład angielskim, zamiast swoim ojczystym językiem, powinniśmy jeszcze rozważyć, jak dobrze sami mówimy po angielsku. Czasem rodzice wcale nie posługują się biegle językiem większości, wtedy komunikacja z rodzicami wcale nie pomaga dziecku uczyć się tego języka.

Czy przeszkadza?

Nie ma badań, które pokazywałyby, że przeszkadza, ale nie pomaga, więc lepiej byłoby w tym samym czasie mówić po polsku. Często rodzice, którzy przeprowadzają się do innego kraju, myślą: „mój język jest tutaj nieprzydatny, moje dziecko go nie potrzebuje, więc skupmy się na angielskim”. Problem w tym, że rodzice z dużym prawdopodobieństwem nie nauczą się angielskiego lepiej niż na poziomie średniozaawansowanym, który co prawda wystarczy, żeby wychowywać czterolatka, mówić mu „załóż buty”, albo „chodź na kolację”. Ale kiedy dziecko ma 14 czy 15 lat i chcemy z nimi rozmawiać o życiu i randkach, albo dlaczego szkoła jest ważna, nasz angielski jest ledwie średniozaawansowany, a nasze dzieci nie mówią już po polsku – co wtedy? Więc musimy się zastanowić: czy rzeczywiście będę umiała mówić z dzieckiem o seksie i związkach w moim drugim języku zupełnie naturalnie? Przecież z nastolatkami rozmawia się na takie tematy, trzeba myśleć zawczasu. I to jest kolejny powód, żeby ciągle mówić po polsku, żeby dbać o ten język.

Rozmawiamy teraz o środowisku, czynnikach zewnętrznych. Chciałybyśmy jeszcze zapytać o czynniki wewnętrzne, cechy dziecka. Jak one wpływają na proces nauki języków?

To również są bardzo ważne czynniki. Największa trudność z nimi jest taka, że nie da się ich zmienić. Ludzie różnią się zdolnością do uczenia się języków tak samo jak inteligencją, to w zasadzie wrodzone cechy. Więc jeśli ktoś nie ma dużego talentu do uczenia się języków, nie da się tego zmienić i na pewno nie będzie się uczył języków szybko. Dzieci też bardzo różnią się pod tym względem. Możliwe więc, że po wyjeździe do nowego kraju nasze dziecko będzie się uczyło nowego języka dużo wolniej niż dzieci naszych przyjaciół i musimy się z tym pogodzić.

Czy to znaczy, że jeśli moje dziecko nie ma szczególnej zdolności, a wręcz ma problemy z uczeniem się języków, lepiej byłoby ograniczyć się tylko do jednego, zamiast obciążać je dwoma?

Rozumiem, skąd się bierze to pytanie, ale żadne badania nie pokazują, że rezygnacja z drugiego języka jest lekarstwem na problemy z uczeniem się języka. W przypadku sytuacji, w której polski jest językiem mniejszości, ktoś wychodzący z takiego założenia powiedziałby zapewne: zapomnij o swoim polskim, przecież Twoje dziecko ma problem z uczeniem się jednego języka, więc po co zmuszać go do nauki dwóch! Tymczasem badania nad dziećmi z zaburzeniami językowymi pokazują, że to wcale nie jest słuszne założenie. Małe zdolności do języków są w populacji czymś normalnym: niektórzy są w tym dobrzy, inni nie, tak samo, jak niektórzy są uzdolnieni muzycznie, a inni nie. Ale są też ludzie, którzy cierpią na zaburzenia językowe. Wiemy na pewno, że ich zdolność uczenia się języków jest bardzo, bardzo mała, a mimo to oni też mogą stać się dwujęzyczni. Więc jeśli oni mogą, to znaczy, że każdy może. Trzeba tylko być świadomym, że uczymy się w różnym tempie i nie panikować, kiedy nasze dziecko nie jest tak dobre, jak dziecko sąsiada, nie muszą uczyć się tak samo szybko. Czasami te różnice związane są ze środowiskiem, z językiem, który dziecko dostaje z zewnątrz, czasami z czynnikami wewnętrznymi. Tymi ostatnimi nie możemy manipulować, ale możemy wpływać na środowisko.

Dziękujemy Pani za rozmowę

prof. Johanne Paradis – psycholog, językoznawca, wykładowca Wydziału Lingwistyki na University of Alberta w Kanadzie. Prowadzi badania na temat nabywania języka przez dzieci dwujęzyczne, uczenia się drugiego języka i zaburzeń rozwoju językowego u dzieci. W swoich projektach m.in. identyfikuje czynniki rozwojowe i środowiskowe, które pomagają dzieciom uczącym się drugiego języka, bada różnice indywidualne w szybkości i skuteczności tej nauki oraz opracowuje narzędzia, pozwalające na trafną diagnozę zaburzeń językowych u dzieci dwujęzycznych.

Więcej o jej działalności i zainteresowaniach naukowych przeczytać można na stronie:

https://www.ualberta.ca/~jparadis/Johanne_Paradis_Homepage/Welcome.html

Serwis „Wszystko o dwujęzyczności” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach projektu finansowanego w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.“ realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj