Emocje są siłą napędową

0
18

Bez emocji nie byłoby uczenia i myślę, że ta zasada ma zastosowanie bez względu na to, czego się uczymy – czy to języka, czy jakiejkolwiek innej umiejętności – mówi Jean-Marc Dewaele. Z profesorem Lingwistyki Stosowanej i Wielojęzyczności na Birkbeck University w Londynie rozmawia Joanna Kołak

Czy po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii miewał Pan problemy z porozumieniem się z mieszkającymi tu ludźmi? Chodzi mi nie o zrozumienie samego języka, bo znał Pan angielski bardzo dobrze, raczej o umiejętność rozszyfrowania kontekstu kulturowego, czyli umiejętność odpowiedniej interpretacji znaczeń ukrytych między słowami?

Ze zrozumieniem poziomu językowego też miałem problem. Okazało się, że nie byłem przygotowany na rozmowy z np. hydraulikami czy elektrykami, którzy wcale nie mówili do mnie z tym samym akcentem, który znałem z telewizji. Musiałem prosić ich kilka razy pod rząd, żeby powtórzyli to, co do mnie mówią i było to dla mnie bardzo wstydliwe doświadczenie.

Problemy związane z kontekstem kulturowym w rozumieniu przekazu moich rozmówców mnie nie ominęły. Dobrym przykładem jest historia, która miała miejsce na uniwersytecie, na którym pracuję. Miałem ułożyć test do oceny studentów. Przedstawiłem swój pomysł na spotkaniu. Dowiedziałem, że mój pomysł jest „interesujący”. Pomyślałem – „świetnie, podoba im się!”. Po spotkaniu podszedłem do mojego przełożonego i zapytałem, czy mogę wprowadzić swój pomysł w życie. Na co, zdziwiony szef odparł – „oczywiście, że nie!”. Na co ja: „ale przecież powiedziałeś, że to interesujący pomysł”. On odpowiedział: „tak, dokładnie – interesujący…”. Wtedy zrozumiałem, że to samo słowo w języku angielskim może znaczyć coś zupełnie innego w zależności od intonacji, a pewne utarte dwuznaczności są charakterystyczne dla tego języka i tej kultury. Przymiotnik „interesujący” z mocnym akcentem na pierwszą sylabę oznacza: „to beznadziejny pomysł, ale jestem zbyt kulturalny, żeby powiedzieć Ci to wprost”. Trochę czasu musi upłynąć, zanim zrozumiesz, na czym polega pragmatyka języka angielskiego (rozumienie i interpretowanie wypowiedzi w zależności od kontekstu – przyp. red.).

Jak długo trwa taki proces? Czy może on trwać krócej albo dłużej w zależności od języka, który poznajemy?

Myślę, że musi minąć kilka lat, zanim przyzwyczaimy się do różnych akcentów w danym języku. Na pewno łatwiej jest osiągnąć kompetencję pragmatyczną w drugim języku, jeśli różnica kulturowa między naszym pierwszym językiem i językiem, który nabywamy, jest niewielka. Przypuszczam, że byłoby mi trudno nabyć kompetencję kulturową i pragmatyczną w języku chińskim. Spędziłem w Chinach dwa tygodnie i uświadomiłem sobie, jak bardzo kultura chińska odległa jest od naszej, zachodnioeuropejskiej kultury. W krajach europejskich mamy podobne zwyczaje, sposób zachowania i komunikacji. Styl życia Polaków nie jest zupełnie różny od stylu życia Brytyjczyków. My, Europejczycy, mamy podobne korzenie historyczno-kulturowe i możemy łatwiej rozumieć się nawzajem, stąd przypuszczenie, że łatwiej byłoby Polakowi nabyć kompetencję w języku francuskim lub angielskim, niż chińskim, czy koreańskim.

Skąd biorą się różnice kulturowe w sposobie wyrażania emocji?

Myślę, że jest to związane z wieloma czynnikami – z religią, z wartościami, które wyznawane są w danej kulturze. Na przykład w Hiszpanii czy we Włoszech głośna i wesoła rozmowa przy winie jest czymś bardzo typowym – kiedy przyjaciele lub rodzina spotykają się, rzadko kiedy oddają się cichej, spokojnej i wyważonej konwersacji. Być może obywatele krajów skandynawskich różnią się pod tym względem – ich spotkania mogą być cichsze i spokojniejsze, ale nie oznacza to, że nie lubią spędzać czasu z rodziną i przyjaciółmi. Będą natomiast rzadziej niż Włosi czy Hiszpanie przerywać swoim rozmówcom w połowie zdania, żeby podzielić się jakąś spontaniczną uwagą. W krajach południowych takie zachowanie jest akceptowane i należy to zaakceptować.

Innym przykładem jest sposób, w jaki ludzie w różnych kulturach odnoszą się do płci przeciwnej. W Skandynawii np. głośne komentowanie wyglądu czy stroju osoby płci przeciwnej nie uchodzi. Nie należy tego robić także w Wielkiej Brytanii. Tymczasem jest to zachowanie akceptowalne we Francji i – jeszcze bardziej – w Hiszpanii. W krajach tych, idąc ulicą, można powiedzieć nieznajomej kobiecie, że ma ładne nogi lub ładną sukienkę i spodziewać się, że uśmiechnie się do nas i potraktuje to jako miły komplement. Brytyjka lub Finka z kolei, słysząc taki komentarz, mogłaby się obrazić.

Rozmawialiśmy o rozumieniu emocji w innym języku, ale inną ciekawą kwestią jest wyrażanie emocji. Czy jest szansa, aby w sferze emocjonalnej „poczuć się sobą” w innym języku?

To ciekawe pytanie. Pozwolę sobie stwierdzić optymistycznie, że jest. W zasadzie jeśli znamy słownictwo i mamy wiedzę, dotyczącą skryptów kulturowych w drugim języku, to jesteśmy w stanie funkcjonować w innej kulturze. Po dwudziestu latach w Birkbeck University nie mam trudności w zrozumieniu znaczeń ukrytych między słowami, a moja kompetencja pragmatyczna jest na tyle wyczulona, że jestem w stanie domyślić się, kiedy rozmówca chciał przekazać coś w niedosłowny sposób. Wymaga to jednak praktyki. Oczywiście są rzeczy, których nie zrobiłbym w moim drugim języku, na przykład nigdy nie próbowałbym opowiedzieć dowcipu po angielsku, bo to nie jest dla mnie naturalne. Jako osoby dwujęzyczne, mamy pewne obszary tematyczne zależne od języka. Oznacza to, że pewnych języków używamy jedynie w konkretnych kontekstach. Czytanie poezji po angielsku byłoby dla mnie nienaturalne, z prostego powodu – nigdy nie czytałem poezji po angielsku – czytałem ją po francusku. Z drugiej strony pisanie o emocjach w sposób naukowy w języku innym niż angielski byłoby dla mnie bardzo dziwne, ponieważ angielski jest moim dominującym językiem w kwestiach naukowych. Podsumowując – to, jaki język jest dla nas dominujący, może być zależne od tematu, który w danym momencie podejmujemy.

W jaki sposób należałoby wyjaśnić osobie, która nie ma wykształcenia psychologicznego czy językoznawczego, dlaczego powinniśmy prowadzić badania nad językiem, czy wielojęzycznością, z perspektywy emocji?

Myślę, że badania nad emocjami i językiem są użyteczne dla dziedzin, które w pierwszym momencie nie przychodzą nam do głowy, kiedy się nad tym zastanawiamy. Przykładowo, czy jeśli korzystasz z psychoterapii w innym języku, niż twój ojczysty, to czy będzie ona odnosiła takie same rezultaty, jak gdyby była prowadzona w twoim pierwszym języku? A co z wielojęzycznymi terapeutami? Czy są oni w stanie właściwie interpretować, co mówią pacjenci, w momencie kiedy przełączają się ze swojego drugiego języka na pierwszy? Czy dla terapeuty byłoby jasne, że przełączenie się z jednego języka na drugi ma duże znaczenie dla pacjenta? Zazwyczaj bowiem jest to bardzo znaczące i pacjenci przełączają się, kiedy emocje biorą nad nimi górę lub kiedy coś jest zbyt trudne, żeby mówić o tym w swoim pierwszym języku, natomiast mówiąc o tym w drugim języku, można się bardziej zdystansować(por. Ponoszą cię emocje? Zmień język). Czasem przełączamy się między językami, bo chcemy coś podkreślić. Generalnie, cały akt przełączania się między językami ma ogromne znaczenie w interpretowaniu zachowań klienta czy pacjenta.

Innym przykładem może być kryminalistyka. Weźmy np. wykrywacz kłamstw. Kiedy poddajemy badaniu osoby jednojęzyczne, daje nam raczej miarodajne wyniki. Natomiast w przypadku osoby dwu- lub wielojęzycznej, w jej drugim lub trzecim języku, możemy otrzymać wyniki nie do końca rzetelne. Emocje wyrażane po angielsku przez osobę, która nie jest rodzimym użytkownikiem tego języka, będą wyrażane w sposób inny, niż w przypadku osoby jednojęzycznej, mówiącej w swoim pierwszym języku. Wykrywacz kłamstw reaguje w zasadzie na stres osoby przepytywanej, czyli mierzy, czy odpowiadając na zadane pytanie, dana osoba bardziej się poci czy też czy przyspiesza jej praca serca. Z kolei nawet niewinna osoba, poddana takiej procedurze w swoim drugim lub trzecim języku, w którym czuje się mniej pewnie, niż w języku rodzimym, może poczuć się zestresowana samą sytuacją bycia przesłuchiwaną w języku, który słabiej zna. Jej reakcje – czyli pocenie się lub przyspieszona praca serca, mogą być w takim przypadku źle zinterpretowane. Tak więc badania nad związkiem między językiem a emocjami mają bardzo duże znaczenie dla społeczeństwa.

A jaka jest rola emocji w uczeniu się drugiego języka?

Jest niezwykle istotna, ponieważ bez emocji nie byłoby uczenia i myślę, że ma to zastosowanie bez względu na to, czego się uczymy – czy to języka, czy jakiejkolwiek innej umiejętności. Jeśli się uczysz, nawet negatywne emocje w stosunku do materiału, który przyswajasz, są lepsze niż brak emocji. Brak emocji oznacza, że jesteś znudzony, zupełnie obojętny. Wtedy uczenie się nie ma miejsca, a już na pewno nie w sposób efektywny. W warunkach szkolnych w procesie nauki języka są rzeczy, które bardzo lubimy (dla kogoś może to być pisanie wypracowań) i rzeczy, które trochę nas przerażają (np. wypowiedzi ustne na forum klasy). To oznacza, że jesteśmy w nie emocjonalnie zaangażowani i że jest większa szansa na postęp w nauce, niż gdyby lekcje były nam zupełnie obojętne. Pozytywne emocje w procesie uczenia się są lepsze niż emocje negatywne, ale czasem odrobina stresu lub strachu może nas pozytywnie zmotywować, pod warunkiem, że nie czujemy lęku. Emocje są zdecydowanie siłą napędową dla uczenia się.

Języka możemy uczyć się w warunkach szkolnych, ale też w sposób naturalny, na przykład w środowisku rodzinnym. Jak wielojęzyczne rodziny mogą motywować swoje dzieci do uczenia się języka dziedzictwa, mieszkając w kraju emigracji?

Moja rada, jako ojca trójjęzycznej córki, to nigdy się nie poddawać i konsekwentnie używać języka ojczystego w kontaktach z dzieckiem. Oznacza to mówienie z nim w swoim języku w każdej sytuacji. Oczywiście ważną kwestią jest też porozumienie się ze swoim partnerem i jego zgoda na to, żebyśmy używali naszego języka z dzieckiem, nawet jeśli język ten jest partnerowi obcy. Nasz partner nie powinien wtedy czuć się wykluczony – a wiem, że czasem się tak zdarza. Przekonywać dzieci do używania naszego języka dziedzictwa można także przez czytanie. Moja córka ma 18 lat, a ja wciąż czytam jej wieczorem francuskie książki – oczywiście wtedy, kiedy nie ma jej chłopaka (śmiech).

Poprzez swój język i przekazywanie wiedzy o kulturze kraju pochodzenia można zbudować z dzieckiem wyjątkową więź. Oczywiście nie zawsze jest to proste, bo dziecko może być niechętnie nastawione do mówienia w języku mniejszości. Najważniejsze jest jednk to, aby rodzic nie zrażał się zbyt szybko. Nawet jeśli dziecko nie odpowiada na pytania w tym języku, to sam fakt, że wciąż słyszy nas w nim mówiących oznacza, że język ten wciąż jest w jego życiu obecny. Po kilku latach dzieci mogą dojść do wniosku, że dobrze byłoby znać język mniejszości. Jeśli zrezygnujemy z uczenia ich tego języka, mogą później żałować i myśleć „byłem lekkomyślny, tak szybko rezygnując z uczenia się języka mojej mamy/ mojego taty”. A im dziecko starsze, tym zwykle trudniej jest mu powrócić do nauki języka. Myślę więc, że lepsza – w przypadku upartego dziecka – będzie chociażby bierna znajomość języka, niż brak znajomości w ogóle.

Czy emocje odgrywają w tym procesie ważną rolę?

Oczywiście. Myślę, że należy przekonać dziecko, że znajomość twojego języka jest ważna. Nie można przy tym być zbyt racjonalnym, to znaczy zwracać dziecku uwagę na praktyczne korzyści z mówienia w tym języku, np. mówiąc „będziesz miał później szanse na lepszą pracę” – my wiemy, że takie korzyści są ważne, ale dziecka w wieku szkolnym póki co w ogóle nie obchodzą. Pomocne jest, jeśli spróbujemy trochę „zmanipulować” dziecko. Spędźmy z nim trochę czasu w rodzinnym kraju, żeby miało jednojęzycznych przyjaciół (z którymi nie przejdzie na język większości) i żeby budowało więzi z członkami rodziny i czuło, że warto jest inwestować energię w uczenie się i rozwijanie tego języka. Trzeba przekonać je, że to dobra inwestycja. Mówienie w języku mniejszości jedynie z jedną osobą, która do tego zna też język większości, będzie miało zdecydowanie mniejszą moc napędową w uczeniu się języka, niż zbudowanie relacji z wieloma osobami, mówiącymi językiem mniejszości.

Inną istotną kwestią jest to, że rodzice nie mogą być zbyt krytyczni wobec dziecka, które dopiero zaczyna się uczyć języka i nie brzmi on u niego jeszcze tak, jak u rodzimych użytkowników. Albo w przypadku, kiedy dziecko przełącza się często z języka mniejszości na język większości, kiedy nie może znaleźć słów. Zgodzimy się chyba wszyscy, że lepiej, żeby dziecko używało języka w sposób niekoniecznie idealny, niż żeby nie używało go w ogóle. Podsumowując, rolą rodzica jest bycie realistycznym i pragmatycznym i akceptowanie, że – ostatecznie – uczenie się języka mniejszości jest wyborem dziecka. Do niczego nie można go zmusić, ale na pewno można stworzyć odpowiednie warunki – w tym emocjonalne – żeby uczyło się chętnie i miało poczucie, że mówienie w tym języku jest ważne i przydatne.

Dziękuję za rozmowę.

 

Profesor Jean-Marc Dewaele urodził się w Belgii. Obecnie jest profesorem Lingwistyki Stosowanej i Wielojęzyczności na Birkbeck University w Londynie. Jego zainteresowania naukowe skupiają się między innymi wokół różnic indywidualnych i emocjonalnych aspektów uczenia się drugiego języka. Jest osobą dwujęzyczną od urodzenia – urodzony w Belgii, miał od najwcześniejszych lat kontakt z językiem francuskim i holenderskim. Tata trójjęzycznej córki.

 

Serwis „Wszystko o dwujęzyczności” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach projektu finansowanego w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.“ realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2015 r.”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj