OPOL połączony ze szkołą w języku mniejszości może dać doskonałe rezultaty, czego dowodzi historia Zosi, jej męża Andrew i ich dwujęzycznych córek – Agnieszki i Ewy.
Andrew jest Szkotem, a Zosia – Polką, mieszkają pod Krakowem razem z córkami. Będąc zawodowymi muzykami, Andrew jest wirtuozem gry na dudach – arcyszkockim instrumencie, a Zosia harfistką, wyobrażają sobie, że mogliby równie dobrze mieszkać w Szkocji i nie wykluczają, że być może kiedyś dojdzie do przeprowadzki. Jednak, najważniejszym argumentem za podjęciem dwujęzycznego wychowania, wcale nie była perspektywa mieszkania w Szkocji. – Bo my mówimy dwoma językami, więc nasze dzieci też powinny – mówi bez namysłu Andrew. Zosia dodaje: – Dzieci dziedziczą tradycję i kulturę obojga rodziców, muszą mieć równy dostęp do obu tych kultur, więc język nie powinien być w tym utrudnieniem. Oboje uważają też, że dziewczynki potrzebują kontaktu ze swoimi babciami z obu stron, a kontakt taki mogą nawiązać tylko mówiąc w językach, w jakich one mówią.
Ze względu na to, że dziewczynki od urodzenia słyszały wokół siebie dwa języki, traktują to jak coś najzupełniej normalnego. Nigdy nie trzeba było ich także przekonywać o korzyściach ze znajomości dwóch języków. Ewa korzyść tę zauważyła sama już w wieku trzech lat, gdy zwróciła się do swoich rodziców z dumą wskazując na pluszowego pieska: – Mamusia nazywa to „piesek”, daddy „doggie”, a ja mogę i piesek i doggie.
Kraków okazał się dobrym miejscem do podjęcia trudu dwujęzycznego wychowania dzieci, choć w czasach, gdy starsza córka, Agnieszka, była mała, dzieci znające dwa języki stanowiły swojego rodzaju ciekawostkę. Otoczenie odnosiło się z dużym entuzjazmem do małej Agnieszki, która płynnie przechodziła z polskiego na angielski i z powrotem. Entuzjazm ten jednak trochę przeszkadzał jej rodzicom. Zosia i Andrew obawiali się, że zachwyty, „zepsują” Agnieszkę, która będzie zbyt mocno przekonana o swojej wyjątkowości.
Problemem nie było także znalezienie szkoły dla dziewczynek. Zosia i Andrew zdając sobie sprawę, że ojciec, mówiący w języku mniejszości nie zrównoważy oddziaływania języka polskiego, w którym mówi mama i całe otoczenie postanowili ten wpływ zrównoważyć przez szkołę. W Krakowie działa kilka angielskojęzycznych szkół i przedszkoli, w tym British International School of Cracow. Aby uzyskać obniżkę – zdecydowanie wysokiego – czesnego, Andrew zdecydował się podjąć pracę w BISC, jako nauczyciel wychowania muzycznego. Szkoła dała Agnieszce, a później Ewie, gdy ta zaczęła uczęszczać do przedszkola prowadzonego przez BISC, angielskojęzycznych kolegów i koleżanki, z którymi stykają się także w czasie licznych imprez i kinderbali organizowanych przez rodziców.
Materiały wspomagające naukę języka angielskiego w postaci książeczek i płyt również były szeroko dostępne w Krakowie. Agnieszka nauczyła się czytać zanim poszła do szkoły i rodzice starali się jej podsuwać książeczki adekwatne dla jej wieku i poziomu rozwojowego. Paradoksalnie okazało się, że większy wybór materiałów tego typu był dostępny po angielsku, niż po polsku.
Dziś Agnieszka ma 12 lat a Ewa – 5. Obie zarówno w Krakowie, jak i Edynburgu mogą uchodzić za „miejscowe” dzieci. Agnieszka potrafi pisać również w dwóch językach. Trudno powiedzieć, który z języków jest w jej przypadku silniejszy. Według mamy, woli czytać po angielsku, co może wynikać z większego wyboru odpowiednich dla jej wieku dobrze napisanych książek w dostępnych w tym języku. W polskim natomiast robi – bardzo rzadko, ale jednak – zupełnie nieoczekiwane błędy – myli rodzaje (które nie istnieją po angielsku), czasem myli także przypadki.
Na pytanie, czy wychowanie dwujęzyczne jest rzeczą trudną, Zosia i Andrew odpowiadają ze śmiechem, że owszem, jest. – Bo wychowanie dzieci jest trudne, bez względu, czy odbywa się w jednym, dwóch czy trzech językach.
Jeśli jesteś rodzicem dziecka dwujęzycznego, bądź sam(a) odebrałaś dwujęzyczne wychowanie i chciał(a)byś podzielić się z nami swoją historią, napisz do nas na adres: dwujezyczni[at]wp.pl