Przykład pochodzi z książki Barbary Zurer Pearson pt. Jak wychować dziecko dwujęzyczne (wyd. Media Rodzina 2003; tłum. i adapt. Zofia Wodniecka i Karol Chlipalski):
Soren i Scotia są Kanadyjczykami mieszkającymi w Krakowie. Ich syn Milo tu się urodził się i mieszka przez całe swoje dotychczasowe życie. Jednak jego kontakt z językiem polskim przez pierwsze trzy lata życia, był ograniczony. Wprawdzie do jego rodziców przychodzili znajomi Polacy, wiele rozmów w domu toczyło się po polsku, ale Milo był jeszcze za mały, aby w nich uczestniczyć. I dlatego, pomimo że mieszkał w polskim otoczeniu, mówił wyłącznie po angielsku.
Gdy chłopiec miał trzy lata, jego rodzice przeprowadzili poważną rozmowę, która doprowadziła ich do konkluzji, że chłopiec pójdzie do zwykłego polskiego przedszkola. – Posłanie go do angielskiego przedszkola sprawiłoby, że czułby się on wyobcowany w kraju, w którym żyje – mówi Soren, który jest pisarzem i tłumaczem i którego zamiłowanie do literatury polskiej przywiodło do Krakowa. Jego zdaniem, znajomość dwóch języków może także przydać się chłopcu w przyszłości. Decyzję niewątpliwie ułatwił fakt, że rodzicie Mila nie są entuzjastami atmosfery panującej w międzynarodowych szkołach, gdzie dzieci dyplomatów i biznesmenów wychowują się w całkowitej izolacji od otoczenia.
Milo został rzucony na głęboką wodę. Początki były trudne. Chłopiec nie wiedział, co do niego mówią wychowawczynie. Gdy w przedszkolu przychodził czas na poobiednią drzemkę, Milo nie rozumiał, że nauczycielki oczekują, że ma się położyć i wypoczywać z innymi dziećmi. W dodatku, zdaniem Sorena, przedszkole nie było zupełnie przygotowana do sytuacji, gdy pojawia się dziecko bez znajomości polskiego. Nie istniały żadne zorganizowane formy pomocy takim dzieciom, tym niemniej nauczyciele wykazali dużo inicjatywy i zaangażowania, aby pomóc Milowi. Przejęci losem chłopca między innymi zasugerowali, aby rodzice – którzy znają biegle polski – zaczęli mówić do niego w domu w tym języku. Jednak po namyśle Soren i Scotia nie ulegli tym sugestiom. Ich zdaniem, miało by to negatywny wpływ na znajomość angielskiego przez chłopca, a to z kolei mogłoby się odbić się na jego poczuciu własnej wartości.
W końcu stanęło na tym, że przez kilka miesięcy do Mila do domu przychodziła jedna w wychowawczyń i poprzez gry i zabawy uczyła go polskiego słownictwa. – Milo ją bardzo polubił. I chyba z wzajemnością – uważa Soren.
Póki Milo chodził do przedszkola do pewnego stopnia wstydził się tego, że był „inny” niż reszta dzieci, które rozmawiają ze swoimi rodzicami po polsku. Zmieniło się to radykalnie, gdy poszedł do szkoły. Na pierwszej lekcji angielskiego „błysnął” przed kolegami i nauczycielem i od tego czasu jego znajomość angielskiego stała się dla niego powodem do dumy. – Odtąd Milo przez pewien czas „ostentacyjnie” rozmawiał ze mną w szatni, żeby wszyscy wiedzieli, że mówi on angielsku – wspomina Soren.
Chłopiec szybko nauczył się polskiego i dziś mówi w tym języku nie gorzej niż jego szkolni koledzy. Jego ojciec uważa, że Milowi brak jest pewnego rodzaju słownictwa w języku polskim i nawyków językowych, które dzieci nabywają rozmawiając z rodzicami w domu, ale poza tym, mówi, jak mały Polak.
Jednak angielski w przypadku Milo pozostał nieco silniejszy niż polski i nic nie zapowiada, aby miało się to zmienić. A to odróżnia Mila od większości dzieci w jego wieku, które wychowują się w warunkach mL@H i które z reguły przestawiają się z języka mniejszości na język większości, gdy tylko pójdą do szkoły. Soren uważa, że należy to przypisywać dwóm kwestiom. Po pierwsze, jego zdaniem, Milo, który jest nieśmiałym dzieckiem, najlepiej czuje się w domu i traktuje swoich rodziców, jak najlepszych przyjaciół. Wskutek tego podzielił swoje życie na dwie sfery – tę intymna, związaną z domem i językiem angielskim i publiczną, nie do końca przyjazną, bo związaną ze szkołą, w której dominuje polski.
Po drugie, dzieci znające angielski, nawet, gdy mieszkają w kraju, w którym jest on językiem mniejszości, bardzo szybko orientują się, że znajomość tego języka jest cenna. – Wszędzie wokół słyszą piosenki śpiewane po angielsku, w telewizji oglądają filmy nakręcone w tym języku, a gdy pójdą do szkoły widzą, że wszystkie inne dzieci muszą uczyć się angielskiego i często nauka ta sprawia im trudność – tłumaczy Soren, który uważa, że jego syn traktuje swoją znajomość angielskiego jako rodzaj cennego daru i dlatego sam jest skłonny ją pielęgnować.
tu można pobrać e-book z książką
Jeśli jesteś rodzicem dziecka dwujęzycznego, bądź sam(a) odebrałaś dwujęzyczne wychowanie i chciał(a)byś podzielić się z nami swoją historią, napisz do nas na adres: redakcja@dwujezycznosc.info